Treść strony

Hanna Rowicka

 

Dlaczego jeszcze nie rzuciłam pracy nauczyciela? Bo kocham moją pracę

27 marca 2019 | 16:25

Szkoła1 ZDJĘCIE

Szkoła (Fot. Agnieszka Sadowska)

Mój dzień pracy. Niech będzie piątek. Wychodzę z domu o godzinie 8.00, bo zaczynam pracę o 9.30. Rano wyprawiam prywatne dziecko do szkoły, ogarniam psa i kota, więc wstaję o 6.30. (To jedyny dzień, w którym mogę się wyspać, bo w pozostałe chodzę na 8.00, więc wstaję o 6.00, albo na 7.00, więc wstaję o 5.00). 

***

Miałam napisać ten list już wcześniej, po Państwa apelu wystosowanym do nauczycieli, ale proszę mi wierzyć, że dopiero teraz miałam czas, żeby to zrobić. Już piszę dlaczego. 
W czwartek wróciłam z pracy o godzinie 17.30. Nakarmiłam własne dziecko i usiadłam do komputera (do pracy). Musiałam wstawić na stronę internetową zdjęcia z wydarzeń, jakie odbyły się w danym dniu. Podczas tej pracy byłam już tak zmęczona, że zasypiałam i ciągle coś gubiłam. Zajęło mi to wiele więcej czasu, niż powinno, bo ciągle łapałam spadający z kolan komputer. W piątek jestem w pracy (łącznie z podróżą) od 8.00 do 17.00. Jest to jedyny dzień w tygodniu, w którym siłą wydzieram czas dla siebie. Później opiszę dlaczego. Sobota. Wypadałoby kiedyś zająć się własnym domem i rodziną. Robię to, co konieczne. Zakupy zajmują pół dnia. Zaległe pranie, praca w ogrodzie, obiad na szczęście wymyśla mąż. Cała szafa do prasowania. Obejrzę jakiś film i już mam wyrzuty sumienia, że nic nie robię. A tyle pracy do pracy czeka.

Jestem nauczycielem mianowanym w trakcie stażu na dyplomowanego. Mam 20 lat pracy. Obecnie pracuję w przedszkolu jako nauczyciel wychowania przedszkolnego wchodzący do dwóch grup. W naszej placówce jest tak, że do jednej grupy jest przyporządkowane półtora nauczyciela. (Jeden nauczyciel jest głównym wychowawcą, a drugi swój czas pracy ma podzielony na dwie grupy - to taki sprytny pomysł zaczerpnięty z placówek niepublicznych na zaoszczędzenie kasy). Uczę też angielskiego w całym przedszkolu i modnej teraz robotyki, programowania lub kodowania. Z wykształcenia jestem pedagogiem, mogę uczyć (i kiedyś to robiłam) informatyki, wychowanie przedszkolne to mój drugi fakultet. Zrobiłam też kursy kwalifikacyjne z metodyki nauczania języków obcych i certyfikat B2, co uprawnia mnie do nauki języka angielskiego w przedszkolu. Mam skończony trzystopniowy kurs terapii behawioralnej (bo coraz więcej przypadków autyzmu i aspergera). I mnóstwo kursów oraz warsztatów (będzie 2 kilo zaświadczeń i dyplomów). Wszystkie warsztaty i kursy są płatne, przedszkole pokrywa malutki procent, resztę trzeba płacić samemu.

Moje obecne miejsce pracy znajduje się w miejscowości oddalonej od mojego domu o 30 km. Dojeżdżam codziennie samochodem minimum 50 minut, gdy się popsuje - nie dojadę, bo komunikacją miejską trudno, gdyż autobusy są jeden na godzinę. Pewnie zajęłoby mi to od dwóch do trzech godzin. W mojej miejscowości są przedszkole i szkoła, ale nie udało mi się do nich dostać. Dowożę syna do szkoły w Toruniu, więc i tak jeżdżę. I nie narzekam, sama się na to zdecydowałam. 

Nauczyciel wychowania przedszkolnego, czyli pani przedszkolanka, to - proszę mi wierzyć - wbrew temu, co twierdzą niektórzy, nie jest tylko siedzenie i bawienie się z dziećmi, to moim zdaniem najtrudniejszy kawałek chleba w tej branży. Wiem, co mówię, gdyż uczyłam też w szkole w klasach 0-IV informatyki i pracowałam w zerówce szkolnej, realizując roczne przygotowanie przedszkolne. Praca w przedszkolu to połączenie tylu zawodów, że trudno wszystkie zliczyć, a co chwilę wpada jakiś inny do głowy. Nauczyciel wychowania przedszkolnego to:

1. Nauczyciel. Przygotowuje dzieci do szkoły - uczy podstaw pisania, czytania, liczenia, rozwija umiejętności we wszystkich sferach: intelektualnej, społecznej, emocjonalnej, ruchowej. 

2. Plastyk. Pomysły na prace plastyczne dla dzieci, pomoc w ich wykonaniu, przygotowywanie pomocy dydaktycznych i dekoracji sal, wszystko to nasze obowiązki. Opanowanie 25 trzylatków podczas nich to jest dopiero sztuka.

3. Muzyk. Na muzyce też trzeba się troszkę znać, wypadałoby nie fałszować, skoro mamy uwrażliwiać dzieci.

4. Psycholog. Musi znać psychologię rozwojową dzieci, wiedzieć, na jakim etapie co się dzieje i dlaczego. Trzylatek jest zupełnie innym człowiekiem niż sześciolatek - nie mówiąc o różnicach indywidualnych, rozwiązywaniu problemów, znajomości różnych zachowań charakterystycznych dla różnych przypadków wymagających wspomagania rozwoju, musi wiedzieć, czy i kiedy należy dziecko kierować do poradni psychologiczno-pedagogicznej, które zachowanie jest właściwe dla danego wieku, a które wykracza poza normę i wymaga dalszej diagnozy. 

5. Mediator. Rozwiązywanie konfliktów między dziećmi, współpraca z rodzicami, współpraca z innymi nauczycielami i innymi pracownikami placówki wymagają ogromnych umiejętności interpersonalnych. 

6. Reżyser. Przygotowuje i reżyseruje przedstawienia przedszkolne. Nauczyciel musi mieć pomysł, stworzyć scenariusz, złożyć wszystko w całość, przygotować i nauczyć dzieci i przedstawić stworzone dzieło. 

7. Scenograf. Gigantyczne dekoracje oglądane podczas występów nie biorą się z powietrza, to wszystko robią panie najczęściej w swoim “wolnym” czasie, gdyż przy dzieciach jest to niewykonalne i niebezpieczne. Dekoracje i stroje dla dzieci mają czasem wyszukane formy, trzeba mieć do tego zmysł i posiadać umiejętności.

8. Kadrowa. Ciągle musimy operować danymi dzieci, wypełniać tony papierów. 

9. Prawnik. Znajomość przepisów prawa oświatowego to podstawa, podstawa programowa zmienia się za często, ciągle trzeba się do niej dostosowywać. Każda zmiana to nowe zamieszanie. To, co nam teraz zafundowano… szkoda gadać. Nikt nic nie wie.

10. Sekretarka. Kontakt telefoniczny z rodzicami dzieci, załatwianie autokarów, wycieczek, atrakcji dla dzieci, szkoleń, warsztatów, konkursów itp.

11. Praca biurowa. Przygotowywanie planów miesięcznych, dokumentacji przedszkolnej, obserwacji dzieci, diagnoz i oceny gotowości szkolnej, tworzenie notatek z ważnych wydarzeń, spotkań z rodzicami, protokołów z zebrań, scenariuszy imprez i wydarzeń przedszkolnych, tworzenie programów, projektów i innowacji, scenariuszy zajęć otwartych z rodzicami i zajęć z dziećmi, prowadzenie dokumentacji własnego stażu, prowadzenie dokumentacji stażu stażystów, sprawozdania z pracy różnych zespołów nauczycielskich, sprawozdania ze współpracy z podlegającymi stażystami, podsumowania pracy półrocznej i rocznej z dziećmi. 

12. Informatyk. Może nie programista, ale taki, co się orientuje w aplikacjach i sprytnie się nimi posługuje. U nas w każdej sali jest tablica multimedialna, z której należy od czasu do czasu korzystać. Mamy też stronę internetową, na której same zamieszczamy zdjęcia i opisy wydarzeń, a obsługa programu nie należy do intuicyjnych. W dzisiejszych czasach trzeba być na bieżąco.

13. Fotograf. Zdjęcia na stronę, do gazetki przedszkolnej, kroniki, dla rodziców też robi nauczyciel.

Jak wygląda mój dzień pracy? 

Etat nauczyciela edukacji przedszkolnej to 25 godzin dydaktycznych. Dłuższy czas pracy powoduje zmęczenie, które owocuje większą nerwowością, rozkojarzeniem lub wypaleniem zawodowym w krótkim czasie.

Mój dzień pracy. Niech będzie piątek.

Wychodzę z domu o godzinie 8.00, bo zaczynam pracę o 9.30. Rano wyprawiam prywatne dziecko do szkoły, ogarniam psa i kota, więc wstaję o 6.30. (To jedyny dzień, w którym mogę się wyspać, bo pozostałe chodzę na 8.00, więc wstaję o 6.00, albo na 7.00, więc wstaję o 5.00).

8.00. Wyjeżdżamy z domu, po drodze wyrzucam dziecko pod szkołą. Robię podstawowe zakupy przed pracą, bo jeśli nie kupię chleba, to nie będę co miała jeść w sobotę. O 9.15 podjeżdżam do pracy i zaczynam od angielskiego, muszę przygotować odpowiednie pudełka dla odpowiednich grup. Najpierw maluszki, więc czerwone pudełko, i zaczynamy. 9.30. Angielski w najmłodszych grupach trwa 15-20 min. Zdążę się rozpakować, podłączyć do prądu, zaśpiewać, zatańczyć, przeczytać małą książeczkę. Szybko coś powtórzyć i już muszę biec do następnej grupy. Tu też szybko, szybko, żeby coś zapamiętały, czegoś się nauczyły. Najmłodsze grupy bardzo lubią angielski. Wszyscy chętnie powtarzają, nie mają problemów, by się odezwać do pluszaka. Z entuzjazmem biorą udział w zabawach. Koniec z najmłodszymi. Lecę do starszaków. Po drodze wymiana pudełek. Najpierw zerówka.

10.00 Zerówka. To już poważna sprawa. Mamy podręcznik, trzeba go zrealizować. Robimy tylko ciekawsze zadania, kolorowanki zostawiamy do domu albo na czas wolny (po co marnować tak cenny czas na kolorowanie). Dzieci często nie potrafią przerwać zaczętej pracy, byłby dramat. Lepiej się wspólnie pobawić, nauczyć rymowanki. Zostanie w głowie na całe życie, gotowe konstrukcje się przydadzą. Biegnę szybko na dół zmienić pudełko na zielone. Podczas tego biegania, gdy ktoś mnie wybije z rytmu, zaczynam się gubić, lecę nie do tej grupy co trzeba. Już się ze mnie śmieją.

10.30. Jeszcze angielski u średniaków. Bardzo aktywna grupa, rozśpiewana. Wchodzę do sali i od progu słyszę. “Proszę pani, dziś pani obiecała, że usiądzie koło mnie”, “A koło mnie nigdy pani nie siedziała”. Muszę szybko i sprytnie reagować, bo jak nie, to trzy minuty będę musiała poświęcić na uspokojenie płaczącej Zosi. No i znów podłączenie do prądu. Nasze “rutyniaki”, powtarzamy wierszyki, przypominamy sobie piosenki, wprowadzamy nowy materiał, zabawy na utrwalenie i - jak zdążymy - to jakaś wspólna zabawa ruchowa. Najczęściej wywołująca tyle emocji, że później musimy dojść chwilę do ładu. Dzieci uczą się przez naśladowanie, więc nie ma mowy, żebym podczas tych zajęć usiadła na krzesełku i wydawała komendy. Muszę skakać, pokazywać, upadać na dywan. (Kolejne dwa zawody: aktor i sportowiec). Mam 44 lata i jeszcze robię to z przyjemnością, ale coraz większym wysiłkiem, a ile jeszcze tak poskaczę, nie wiem.

Po angielskim (to były moje dwie nadgodziny) właściwa praca. W piątki zaczynam w grupie pięciolatków od obiadu. 11.30 - to bardzo wcześnie, ale tak musi być.

11.30. Obiad. To nie jest odpoczynek. Wprawdzie mogę w końcu usiąść, ale nie, że tak ciągiem. Ponieważ próbujemy dzieci przygotować do bycia w szkole, staramy się uczyć wyciszania. Obiad jest do tego stosowną porą. Dzieci tak nie uważają, są takie, którym trudno wytrzymać bez kręcenia się i wiercenia, rozmawiania. Nie chodzi o to, żeby w ogóle nic nie mówiły, tylko żeby się nie wygłupiały i zajęły jedzeniem. Nie jest to łatwe. Dzieci jedzą w różnym tempie, nie potrafią czekać, więc po pięciu minutach zaczynają się okrzyki: “Poproszę dokładkę ziemniaków”, “Poproszę kompotu”. I już mamy koncert życzeń. Uczymy czekania, cierpliwości. Ciągła praca, ciągła koncentracja. A jeszcze zdarzają się wypadki: rozlany kompot, zupa. Trzeba posprzątać. I niejadki. Nakłanianie do spróbowania to jest dopiero mistrzostwo. A jak się kogoś uda namówić, jaka satysfakcja! Podczas obiadu pomaga woźna, ale czasem i cztery ręce nie wystarczą.

Tymczasem po obiedzie... energia spada do zera 

12.00. Po obiedzie mycie zębów. To jest dopiero wyzwanie. Woda dla niektórych dzieci to najlepsza zabawa, pasta do zębów w różnych kolorach i smakach, 3 zlewy i 25 osób. Jedni umyli szybko i czekają (wiadomo, jak dzieci to lubią), inni nie mogą się oderwać od swojego odbicia w lustrze. Jakoś trzeba nad tym zapanować. Energia spada do zera. Czas na chwilę relaksu (słuchamy muzyki, audiobooka lub pani czyta książkę). Myślicie, że dzieci odpoczywają tak chętnie jak my dorośli? Fałsz. Dzieci nie chcą lub nie potrafią się wyciszać. Zawsze znajdzie się takie, które musi koniecznie z kolegą się powygłupiać. I znów ciężka praca, szukanie sposobów, co zrobić, jak zachęcić i przekonać.

Po odpoczynku nadchodzi czas na zabawy z robotami (to zawsze chętnie), tylko trzeba poskramiać nadmiar emocji. Wszystko musi być zorganizowane, gdybyśmy dały zbyt wiele swobody, dzieci nie wyniosłyby z takich zajęć tego, co mamy zaplanowane. W przedszkolu edukacja ukryta jest w zabawie. Dzieci nie wiedzą, że się uczą, nauczyciel doskonale wie, co robi.

12.30. Wychodzimy na plac zabaw. Dzieci powinny się same ubierać, niestety, rodzice często nie ułatwiają tego i dają buty ze sznurowadłami. Najlepsze są takie wysokie trampki za kostkę. To, że dziecko nie zawiąże sznurowadeł w wieku pięciu lat, to norma i nic dziwnego, ale trampek za kostkę nienawidzę. Tych butów nie da się założyć na nogę bez poluźnienia sznurowadeł. Jak pięciolatek ma to zrobić? No więc panie na podłogę i dalej - wiązać sznurowadła i wciskać buty, a ci, co mieli łatwo, zaczynają się nudzić, więc jednym okiem na buty, a drugim na tych, co już tańce zaczynają odstawiać.

Na placu zabaw można pobiegać (gdzieś trzeba), ale panie znów nie mają lekko. (W końcu odpowiadamy za bezpieczeństwo dzieci.) Jak się coś stanie, to... lepiej o tym nie myśleć, więc oczy dookoła głowy i patrzymy, żeby jak już biegają, robiły to chociaż w tym samym kierunku, nie podbiegały pod huśtawki, nie sypały na siebie piachem i nie wykręcały za mocno rąk podczas aresztowań policyjnych. Uff, wszystkie przeżyły, można się zbierać, bo podwieczorek. Teraz w szatni szybciutko, tylko trzeba pilnować, żeby wszystko do szafek wróciło, bo jakieś buty zawsze nie wskoczą same i na środku pozostaną (dopóki nie zostaną gdzieś kopnięte).

13.15. Podwieczorek. Można usiąść, ale tak jak przy obiedzie nie na długo. Ten sam scenariusz.

13.30. Czas na zabawę swobodną. Czas wolny dla nauczyciela? Fałsz. Znów oczy dookoła głowy, bo niby dzieci mogą się bawić same, ale gdyby je zostawić samopas, nie poznałybyśmy sal, a o bezpieczeństwie nie wspomnę. Nawet wpisy do dziennika są niemożliwe do wykonania. Kiedyś próbowałyśmy to robić, ale się nie da. Piszę dwa słowa, stoi przy mnie Staś. “Proszę pani, a oni nie chcą się dzielić klockami”. Uczymy rozwiązywania konfliktów. Kolejne dwa słowa: “Proszę pani, nie ma już kartek”. Trzeba wyjąć i pociąć kartki, bo podczas swobodnej zabawy schodzą jak ciepłe bułeczki. O czym to ja pisałam..., próbuję wrócić do dziennika i znów Staś: "Proszę pani, próbowałem z nimi porozmawiać i dalej się nie zgadzają”, więc wstaję i pomagam rozwiązać konflikt. Zamykam dziennik. Nie da się pisać. Zostaję po pracy i wtedy go uzupełnię.

Podczas swobodnej zabawy dzieci zaczynają rozchodzić się do domów. Trzeba pilnować, żeby odkładały zabawki na miejsce, bo zapominają albo sprytnie unikają tego obowiązku. Znów pełna koncentracja i łapanie zbiegów.

Wkrótce łączenie grup, trzeba posprzątać całą salę. Łatwo? Wiedzą ci, co mają dzieci. Z jednym w domu jest kłopot, a z dwudziestką?

Czas na pracę w... domu 

16.00. Koniec. Jadę do domu. Po drodze zabieram dziecko, które już czeka u dziadka, przebierając nogami. W domu jestem pół godziny. Szybko odgrzewam przygotowany wcześniej obiad lub robię ekspresowe gotowe danie, bo piątek to jedyny dzień tygodnia, w którym mam dwie godziny dla siebie. Dojeżdżam 20 km, żeby sobie potańczyć. To moja rozrywka, ładowanie akumulatorów i chwila dla zdrowia. Jestem czasem tak zmęczona, że plącze mi się język i podtrzymuję powieki, ale po tańcach odżywam. Wracam o 21.00. Prysznic, kolacja, jakiś film lub książka i padam. Dobrze, że już weekend, tylko czemu tak krótki? Sobota zwykle jest jedynym dniem dla domu. Nadrabiam zaległości z tygodnia. Niedziela już jest poświęcona dla pracy. Ostatnio od godziny 10.00 rano do 1.00 w nocy robiłam ozdoby na wielką salę widowiskową. Mąż robił obiad i skakał pomiędzy rozłożonymi na podłodze malowidłami. Już się powoli przyzwyczaił, kiedyś ciągle narzekał na moją pracę. Kiedyś pracowałam w placówkach prywatnych. W małych miejscowościach zarabia się tam jeszcze gorzej niż w państwowych, pracuje minimum 30 godzin w tygodniu z dziećmi, czasem 40. To jest praca ponad siły.

Pracuję 55 godzin tygodniowo 

Nie wiem, jak to jest z tym czasem, teoretycznie powinnam pracować pięć godzin dziennie z dziećmi. W praktyce jest inaczej. Czasem pracuję siedem godzin, czasem trzy. A jeszcze wypadają godziny dodatkowe i zastępstwa, na wycieczce nie uciekniemy w połowie, bo kończy się nam czas pracy, tylko zostajemy dłużej i nikt nam tego nie liczy. Nasza dyrekcja, by zmobilizować niektórych do pracy i mieć jakieś porównanie, chciała, żebyśmy sobie wypisywały, co robimy w naszym 40-godzinnym tygodniu pracy. Gdy zaczęłam to wypisywać, okazało się, że w niektórych tygodniach wychodziło ponad 55 godzin.

Warsztaty, szkolenia, rady pedagogiczne, zebrania z rodzicami, konsultacje z rodzicami, wolny czas poświęcony na przygotowywanie pomocy dydaktycznych, uroczystości, imprez, konkursów, organizowanie wyjazdów, sponsorów, tworzenie strony internetowej. Skład gazetki przedszkolnej (kiedyś to był mój zawód). Sama opracowuję artykuły, robię i układam zdjęcia, wybieram prace dzieci, obrabiam grafikę. Nikt mi za to nie płaci, ale mamy najpiękniejszą pamiątkę w okolicy. A gdzie jeszcze czas na przygotowanie się do zajęć, wymyślanie innowacyjnych ciekawych scenariuszy? Gigantyczna ilość pracy. A w przedszkolu nie mamy przerw świątecznych, ferii i tak długich wakacji.

Dlaczego jeszcze nie porzuciłam pracy nauczyciela?

Dlaczego jeszcze tego nie rzuciłam? Bo kocham moją pracę. Uwielbiam szczerość małych dzieci. Gdy wychodzę z zajęć i słyszę: “Kocham panią”, wiem, że im się podobało. To jest natychmiastowa informacja zwrotna. “Dobrze to robisz, rób tak dalej”. Jak często usłyszałabym od szefa w jakiejkolwiek firmie, że dobrze pracuję? Pracowałam kiedyś w biurze. Wiem, jak jest. Ja muszę pracować z ludźmi. Jestem do tego stworzona. To mi daje siłę i napęd do życia. Gdy widzę, jak dzieci się rozwijają, pokonują trudności, gdy uda się zdiagnozować trudny przypadek i pomóc dziecku, daje to tak wielką satysfakcję, że nie myśli się o wypłacie. Oby tylko zapału do pracy starczyło na długo i zdrowie dopisywało.

Strajk

Będę strajkować. W naszej placówce zagłosowało 100 proc. obecnych pracowników za strajkiem, wszyscy oprócz katechetki, której nie było. Będę strajkować, bo strasznie mnie denerwuje umniejszanie wagi naszego zawodu, stosunek rządzących do nauczycieli. Trzeba bronić honoru i własnych wartości, bo łatwo podeptać autorytety, trudniej je odbudować. 
W naszym zawodzie powinni się znaleźć najlepsi. 

Kontakt

Przedszkole w Małej Nieszawce

Dyrektor

mgr Barbara Mrugalska

Dane teleadresowe

ul. Kręta 4, 87-103 Toruń

Dane kontaktowe

Numer kont bankowych

Główny numer konta - Bank Millenium: 35 1160 2202 0000 0003 3278 1372 

Numer konta bankowego - Rada Rodziców: Bank Spółdzielczy 34 9511 0000 0000 2619 2000 0010

Formularz kontaktowy
*
*
*
*